ciągle żyję życiem innych..ciężko w góry iść z pełnym plecakiem i jeszcze dorzucać sobie małe kamyczki spraw innych...ciągle martwię się, czy Ci, których kocham dają sobie radę, czy poddają się, czy wychodzą zwycięsko z walki ze swoimi słabościami; czy pootwierali okna i drzwi, czy siedzą zamknięci w cieniu własnego ja; czy usłyszeli głos, czy zagłuszają go pustym mamrotaniem; czy wybrali ścieżkę wąską lecz życia, czy szeroką prowadzącą na bezdroża; czy budzą się pełni ufności, czy zgarbieni, stłamszeni; czy są radośni; czy nie cierpią...
żałuję, że tak mało, tak nieudolnie, tak brakuje mi sił i odwagi, by im pomóc, coś zmienić......
nie da się przeżyć życia za innych, dlaczego tak trudno mi się z tym pogodzić....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz