piątek, 29 sierpnia 2008
mara1
...basen, wyciągam z wody własne dziecko, wycieram, opatulam ręcznikiem, czuję że coś jest nie tak, że powietrze jest coraz gęstsze, że ogarnia mnie ciemność, lecę na górę po schodach, widzę we framudze rękę bliskiej mi osoby, kogoś z rodziny, nie ważne, ręka bezwładna, widzę sączy się delikatnie krew, wiedziałam, czułam to przecież, rzucam się na ratunek, próbuję zrozumieć dlaczego próba samobójstwa, choć wiem, przypuszczam dlaczego i moja w tym też jest wina, i widzę, jak ciężka to była decyzja, jaka wola życia i jaki bezsens trwania w nim- dlaczego ciężka? bo rany na przegubie przebijane wkładem do długopisu, ruchem jednostajnym, powolnym, ze wzrokiem wbitym gdzieś daleko, przytulam do siebie i łkam i usiłuję pomóc i krzykiem przeraźliwym przeszywam martwą ciszę i wtem myśl dopada mnie okropna, że me dziecko, że basen.....nie mogę odejść i muszę i odchodzę i lecę po schodach na zabicie, me serce nie bije, me płuca nie oddychają, krew zastygnięta, choć bulgocze w skroniach i te myśli, które bez litości dźgają me ciało: basen i Ten, basen i .....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz